wtorek, 8 listopada 2016

177 dni do matury

       Mój wtorek zaczął się inaczej niż zwykle. Za każdym razem budzę się o godzinie 8:30 i szykuję się do szkoły na godzinę 9:50. Jednak w tym tygodniu było inaczej. 
       Wstałam o 7 rano...dlaczego? Bo od ponad tygodnia umieram i wypluwam swoje płuca, więc po tygodniu słuchania od moich przyjaciół że mam iść do lekarza, bo nie chcą mnie odwiedzać później w szpitalu, gdzie będę leżała z zapaleniem oskrzeli, poszłam...
      Dwie minuty przed 8 byłam w przychodni. Wchodzę a tam ludzi jak mrówek. Myślę sobie ''no nieeeeeee...będę siedziała tu do 11...''. Na szczęście tylko dwie osoby z tych wszystkich szły do mojego lekarza. Ulga jak stąd do Włoch. Ja szczęśliwa, no dobra, trzeba teraz czekać na swoją kolej. Zapalenie dolnych dróg oddechowych, łóżko moim najlepszy przyjacielem do końca tygodnia i leki 4 razy dziennie? Super...zawsze o tym marzyłam.
     Po jakże trudnym powrocie dwoma autobusami do domu w końcu uwaliłam się na łóżko, włączyłam telewizje i odpoczywałam. Mój spokój przerwał domofon. ''Oho może kurier pralkę przywiózł'' pomyślałam. Niestety...to moja przyjaciółka. Nazwijmy ją Monika. Wbiła do domu i od razu do lodówki, grzanki, herbata i ploteczki. Po ploteczkach oczywiście czas na jedzenie i ''Ukryta prawda''. 
     I tak do wieczora. Monika poszła, ja zostałam, obejrzałam ''Top model'', z moją cudowną ''rodzinką''.
...
       Te leki są okropne! Może i będą działać, ale czuję się po nich fatalnie. Mięśnie mi zdrętwiały, żołądek zaraz eksploduje. POMOCY!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz mile widziany.
Obserwacja=obserwacja. :)